XVII PRELUDIUM AS-DUR
33.
Kuryer elChopinowski
Preludium As-dur Fryderyka Chopina to wielki przebój! Nuci go cała Warszawa. Na bazarku pod Halą Mirowską przez cały dzień gra go wirtualny kataryniarz, młokosy na pobliskim boisku też nucą coś pod nosem z tej fryderykowej melodyjki. Ba! Nawet wróble ukryte w krzakach przy ulicy Orlej próbowały się chopinowskiej frazie - choć nie oceniam zbyt wysoko ich możliwości... Za to gdy się już zmierzchło, siedząc nad brzegiem Wisły słyszałem z oddali kojące, niskie, burdonowe As, które Maestro Chopin sprytnie przemycił w swojej jakże zgrabnej miniaturce.
34.
BAZAR.
W aranżacji tego preludium wykorzystałem tylko jeden instrument - Chipsynth SFC. Jak już pisałem przy okazji preludium XVI, jest to emulator dźwięku z SUPER NINTENDO. Muszę przyznać, że bardzo lubię te dźwięki. Są to sample, bardzo proste, elementarnie proste i według standardów obecnych - prehistoryczne. Mają jednak w sobie coś niepowtarzalnego. Ich niedoskonałości potrafią być ich atutem i okazuje się że nawet tak niesamowicie ograniczonymi środkami można w sposób plastyczny i sugestywny opowiedzieć historię!
Powyżej partia lewej ręki, zaś poniżej melodia, grana na uroczym samplu fletu poprzecznego.
Preludium rozpoczyna bazarowy zgiełk, który nagrałem na dyktafon analogowy. To malutkie urządzenie na mikrokasety daje niepowtarzalne brzmienie - dźwięk jest zniekształcony ale czytelny, niskie i wysokie tony są mocno obniżone z racji bardzo powolnego przesuwu taśmy. W kanale prawym i lewym słyszymy równocześnie dwa fragmenty nagrania, co daje ciekawszy, bardziej intrygujący efekt.
W tym zgiełku słyszymy na początku słabiej, po chwili zaś coraz wyraźniej melodię Chopina. Po chwili odgłosy bazarku zmieniają się w zagadkowo brzmiące wycie, albo wtór. To są właśnie wróble z ulicy Orlej - obniżone jednak o pięć oktaw. Brzmią trochę jak stado ujadających psów. Spodobał mi się ich niezgrabny wtór i nagła zmiana jaką wprowadzają do opowieści swoim ptasim śpiewem.
Po chwili znów wracamy na bazar. Melodię na chwilę przejmuje trąbka. Ale tylko na chwilę, bo chyba nie wie co grać dalej... Zbyt skomplikowana ta modulacja!!!
W pauzie jakaś kobieta, gdzieś z boku, prosi o jałmużnę, a rożek angielski swoim smutnym głosem komentuje sytuację. Przyłączają się do niego również rozmarzone organy elektryczne, oraz jeszcze jakieś inne, bliżej nieokreślone brzmienie:
W lewym kanale słyszymy też chłopaków grających na boisku w piłkę i ich wybuch radości z powodu zdobytej bramki! Chwilę później stoimy już w kolejce do stoiska monopolowego Hali Mirowskiej. Białe czy czerwone? - pyta ekspedientka, próbując odgadnąć alkoholowe preferencje pewnej uroczej starszej pani. A muzyka ożywia się! Na scenie hałasuje wibrafon, akompaniuje mu afrykańska grzechotka, którą nabyłem w pobliskiej kawiarence.
Kolejna modulacja. Rozmarzona. Słychać jakieś dzwonki i gongi i wibrafon. A w tle dźwięki z dyktafonu, mocno przefiltrowane na Behringer K2 i okraszone dużą ilością pogłosu sprężynowego z Koma FieldKit.
W ten sposób docieramy do kulminacji. Powraca katarynka, flet, grzechotka. Jest głośno i wesoło. Ktoś znowu strzelił gola w lewym kanale!
Opowieść kończy koda - znów powracają brzmienia głębokie, przypominające gongi. Jest przestrzennie. Soma Cosmos gra pięknie szumi w prawym i lewym kanale a gdzieś w oddali jakiś cichy głos wiślanej syreny...