VI PRELUDIUM H-MOLL
11.
Melancholijna podróż przez tajemne otchłanie dźwięków. Paradoksalne połączenie liryzmu chopinowskiej frazy z ciernistymi i kłującymi tonami instrumentów elektronicznych. Paradoksalne - lecz celowe! Chopinowski cantus firmus oplotłem nićmi moich dźwiękowych refleksji...
12.
Chopinowski cantus firmus.
Osnową tego dźwiękowego obrazu jest partia prawej ręki, którą zarejestrowałem za pomocą mikrofonu kontaktowego zamocowanego do jednego z żeber ramy mojego fortepianu. W rezultacie otrzymałem brzmienie niezwykle przefiltrowane przez rezonującą metalową strukturę - mikrofon zebrał głównie alikwoty przenoszone przez żeliwną konstrukcję. Powstał taki szepczący, cichy głos - jakby zawieszony w jakiejś nieznanej przestrzeni.
Linię melodyczną zaprogramowałem na Arturii MicroFreak, korzystając z syntezy formantowej, co pozwoliło mi uzyskać charakterystyczne, łagodne, acz pełne ciekawych alikwotów brzmienie. Dodatkowo kilka parametrów tej barwy jest delikatnie modulowanych za pomocą generatora niskich częstotliwości o chaotycznym przebiegu fali - tzw. sample & hold.
Te dwie linie tworzą rdzeń utworu. I choć w całości nie wydostają się zbyt mocno na plan pierwszy, to jednak właśnie one nadają niezwykle melancholijny i lamentacyjny charakter.
Skomponowany szum.
Chopinowski cantus firmus oplotłem czymś co nazwałbym pewnego rodzaju szumem - ale szumem skomponowanym, gdzie każda jego sekunda jest przemyślana, wyczuta i dopasowana do tej wysmakowanej melodii. Jest to mój komentarz napisany dźwiękami, które same w sobie nie są może na tyle piękne i atrakcyjne by nas zatrzymać, zachwycić. Są wyrzutkami, odpadami poszukiwań tych szlachetnych i pięknych zjawisk muzycznych. Okazuje się jednak że mogą one być niezwykle użyteczne jako materiał twórczy! Mają często ciekawą fakturę, są złożone, wielopoziomowe, i umożliwiają ciekawe manipulacje muzycznymi kontekstami.
Na mój "skomponowany szum" składa się wiele warstw. Poczynając od subsonicznych, dudniących dronów, poprzez quasi harmoniczne, dryfujące struktury dźwiękowe w średnicy pasma, na wysokich, bądź to pulsujących, bądź to statycznych sygnałach kończąc, utkałem wielką, żywą strukturę, która otacza chopinowski cantus. Nie sposób prezentować tu oddzielnych warstw tego kłębowiska - wierzcie mi - tego jest naprawdę dużo. Proponuje za to wsłuchanie się w całość tej struktury i porównanie z wersją pełną utworu. Pozwoli Wam to może odkryć piękno dźwięków szorstkich, niewzruszających, ciernistych, nieważnych....
Smaczki.
Prócz wielkiego kokonu dźwięków i schowanej w nim melodii Fryderyka chciałbym jeszcze opowiedzieć o kilku zdarzeniach w tym utworze.
Pierwsze z nich to dwie równoległe partie zagrane na starym taśmowym echu Sochor. Słychać je szczególnie dobrze w kulminacji, gdzie na moment wychodzą na wierzch tej gmatwaniny dźwięków. Przetwarzają one partię prawej ręki, zagraną na fortepianie a nagraną za pomocą małego mikrofonu kontaktowego. Charakterystyczne narastanie echa uzyskałem za pomocą manipulacji parametrem sprzężenia zwrotnego. (Feedback)
A tu razem z główną partią fortepianu:
Ostatnim elementem o którym chcę wspomnieć jest zamruczana wokaliza w moim wykonaniu, dublująca melodię. Barwa jest jednak przyciemniona, głucha i zatopiona w pogłosie. Głos także zarejestrowałem korzystając z mikrofonu kontaktowego, przykładając go do krtani. Jest coś fascynującego w mikrofonach kontaktowych. Są jak stetoskop. Słyszą rzeczy o których nie mamy często pojęcia. Pozwalają odkrywać znane dźwięki na nowo.