IX PRELUDIUM E-DUR
17.
Dostojne. Szlachetne. Choć kroczące tryumfalnie, to jednak z odrobiną chopinowskiej melancholii...
Preludium E-dur.
Niesamowita podróż przez cudowne harmonie, nieustannie modulujące, jakby nie mogły znaleźć spokojnej przystani... Na szczęście, w ostatniej chwili wędrówka ta znajduje szczęśliwe zakończenie w jasnym i radosnym E-dur.
W swojej interpretacji tego utworu chciałem przywołać brzmienie kojarzące się z muzyką organową - lecz tylko o skojarzenie mi chodziło, a nie o naśladowanie. Szukałem tonów takich, które oddałyby nastrój nabożnego skupienia i zadumy. Nie byłbym jednak sobą gdybym nie przełamał go czymś zgoła odmiennym. Od pierwszego taktu towarzyszy nam zapętlony rytmiczny szum, przypominający nieco grę miotełkami na werblu. Jego asymetria rytmiczna nadaje mu kontekst jakiejś równoległej rzeczywistości i ma dla mnie nie tylko znaczenie muzyczne, lecz także symboliczne.
18.
Kontrapunkt.
Preludium E-dur tworzą dwie równoległe melodie. Wyznaczają one niejako granice pomiędzy którymi rozgrywa się harmoniczna uczta w triolowym pulsie. Obydwie partie wykonałem na Lyrze 8. Nawet najprostsze brzmienie z tego instrumentu brzmi magicznie - jest pełne jakiegoś wewnętrznego ruchu i kolorów.
Każdy z ośmiu głosów Lyry nastroiłem na kolejne dźwięki melodii i dotykając metalowe sensory oraz kontrolując potencjometrem głośności dynamikę - zarejestrowałem obie melodie. Dźwięk z Lyry przechodzi jeszcze przez filtr dolnoprzepustowy z Mooga Matriarch, przyciemniając minimalnie barwę oraz analogowy delay - również z Mooga. Poniżej kolejno - górny i dolny głos.
Głos basowy zdublowałem dodatkowo brzmieniem z Mooga Matriarcha, która nadała bardziej organowy charakter.
Uczta harmoniczna.
Jak pisałem powyżej - pomiędzy skrajnymi głosami Chopin wplata dostojnie kroczącą, w triolowym pulsie, przecudną, chorałową harmonię. Tutaj też niezwykle dobrze sprawdził się Moog Matriarch.
Partię harmoniczną dubluję od piątego taktu innym brzmieniem, o oktawę wyższym. Zabieg ten w sposób subtelny ale konkretny poszerza brzmienie wzbogacając je o nowe alikwoty.
Śpiew wiatru.
Wiele razy pisałem, że to co dzieje się w tle, daje nam wrażenie głębi, jakiś daleki punkt odniesienia, który pozwala nam odnaleźć balans w trójwymiarowej przestrzeni nagrania. Uwielbiam budować ten trzeci plan. Często dzieją się tam rzeczy niestworzone, o których wiem tylko ja, co jednak nie odbiera im mocy oddziaływania na każdego słuchającego.
W tej aranżacji jest również kilka dalszych planów. Jednym z nich jest coś co nazwałbym "śpiewem wiatru"
Są to główne nuty melodii, zagrane na filtrze Mooga ustawionym w samooscylacji, z lekkim dodatkiem szumu. Owo zjawisko samooscylacji polega na tym, że układ filtra zamienia się w oscylator generując częstotliwość zgodną z częstotliwością jego tłumienia. Fala generowana przez taki samooscylujący filtr to sinus, lub bardzo zbliżony przebieg. Partię tą nagrałem trzykrotnie, rozkładając je w prawym i lewym kanale, oraz nieco ciszej - po środku.
Od taktu dziewiątego, czyli od powrotu motywu początkowego, taka barwa pojawia się jeszcze o dwie otawy wyżej.
W repryzie pojawia się także mocne i nośne, jasne brzmienie wieńcząc triumfalnie tą podróż przez cudowne współbrzmienia i kontrapunkty.
W najwyższych rejestrach, uporczywie, toczy się kulawo zapętlona struktura rytmiczna stworzona z szumów i trzasków.
W kulminacji przemieniam ją za pomocą Field Kit FX w kaskady dźwiękowych granulek - wzlatujących i opadających, zupełnie jak linie harmoniczne i melodyczne preludium.