IV PRELUDIUM E-MOLL
07.
Preludium czwarte. Podróż do granic smutku, łzy i drżenie zaklęte w dźwiękach.
Przypomina mi Crucifixus z mszy h-moll J.S.Bacha i jego opadającą linię basu oraz oparty na interwale sekundy chóralny śpiew. Czy jest jakaś nić łącząca te dwa utwory? Może jest to cichy, intymny i skryty „crucifixus” Fryderyka Chopina?
Rozmyślając o możliwościach własnej interpretacji, odczuwałem wyraźną potrzebę użycia fortepianu i zanurzenia jego dźwięku w przestrzeni elektronicznej. Połączenie dwóch dźwiękowych rzeczywistości stworzyło kontrast, którego poszukiwałem, i który stał się szkieletem konstrukcyjnym dla mojej własnej opowieści. Zdziwicie się być może, że nie słychać tu wszystkich nut napisanych przez Chopina... Ano nie słychać, bo to opowieść o zapomnieniu, tęsknocie i stracie.
08.
Fortepian.
Partia lewej ręki to chopinowski klasyk! Zagrałem ją na moim fortepianie, na którym gram od przeszło ćwierćwiecza. Chciałem, żeby jego dźwięk miał w sobie jeszcze coś, rodzaj drżenia, niedoskonałości, jakąś mglistość i tajemniczość. Stąd pomysł, aby nagrać partię fortepianu na taśmę magnetofonową, ale dwie oktawy wyżej i trzy razy szybciej, zaś następnie odtwarzając ją o dwa razy wolniej i nagrywając na drugi magnetofon oraz powtarzając tę operację dwa razy, uzyskać oryginalną postać akompaniamentu, zgodną z tekstem chopinowskim. Nagranie pierwsze, wyjściowe zabrzmiało następująco:
Rejestracji dokonałem na magnetofonie Revox A77 z przesuwem taśmy 7+1/2 cala na sekundę korzystając z mikrofonu kontaktowego, umieszczonego na boku fortepianu. Zupełnie jak osłuchiwanie za pomocą stetoskopu...
Nagrany materiał odtworzyłem z prędkością 3+3/4, czyli dwa razy wolniej - co obniżyło brzmienie o oktawę, i nagrałem na drugi magnetofon - Fostex M80.
Z M80 nagranie przegrałem z powrotem na Revoxa znów z prędkością 3+3/4, powtórnie odtworzyłem nagranie z obniżoną prędkością, co finalnie dało oryginalne brzmienie, tak jak zapisał to Chopin.
Zastosowanie mikrofonu kontaktowego oraz wyżej opisana procedura z użyciem taśmy magnetofonowej umożliwiła mi stworzenie brzmienia unikalnego. Niby słyszymy fortepian, ale zdajmy sobie sprawę, że choć struny brzmią w oktawie oryginalnej, to przez dwukrotną transpozycję wszystkie pozostałe komponenty dźwięku zupełnie się zmieniły. Mam tu na myśli dźwięki mechanizmu - drewnianych części, klawiszy, pedału i wszystkie pozostałe, często bardzo subtelne. Przedstawiam jeszcze jeden, końcowy fragment preludium. Warto wsłuchać się w to nierealne brzmienie jeszcze przez chwilę...
Melodia.
Linię melodyczną postanowiłem zredukować do jej najważniejszych - według mnie - elementów. Chciałem żeby była ona jak jakieś odległe, mgliste wspomnienia. Linia ta w miarę rozwoju utworu coraz bardziej się atomizuje, rozpada na wiele warstw, które składają się na wielowymiarową i wielobarwną strukturę.
Pierwszy fragment zagrałem na Lyrze 8, która potrafi zabrzmieć nostalgiczne i nastrojowo. Zależało mi też na podkreśleniu opadających półtonów, tych lamentacyjnych motywów, których hipnotyzujący bezruch zachwyca mnie odkąd je usłyszałem po raz pierwszy. Długie portamento pomiędzy kolejnymi dźwiękami wydało mi się właściwym sposobem na oddanie tego charakteru.
Pierwszy moment, w którym melodia transformuje się w strukturę bardziej złożoną, zagrałem również na Lyrze ale kilka oktaw wyżej, wydłużając każdy z dźwięków tak, że tworzą one jakby zamarzniętą bryłę, rozpływającą się w czasie.
Ta przenikliwa w brzmieniu konstrukcja doprowadza nas do końca pierwszej frazy. U Chopina jest w tym miejscu retoryczna, pełna napięcia figura, wprowadzająca drugą część preludium. W kontekście mojej interpretacji zdecydowałem się ten moment uprościć, powierzając go pojedynczemu dźwiękowi, który zamiast kontynuować melodię - zastyga w oczekiwaniu...
A tu w kontekście całości:
Następnie melodia powraca w nowej odsłonie - poskładana z pojedynczych dźwięków, nachodzących na siebie, wraz z nieregularnymi zapętlonymi odbiciami generowanymi przez analogowe echo. Źródłem dźwięku jest Pulsar 23, natomiast echo tworzy Maplin Echorder EC444.
Dźwięk I
Dźwięk II
A tak brzmi struktura stworzona przez nachodzące na siebie powyższe dźwięki:
Pod koniec słyszymy wpadające w samo-oscylację echo. To efekt sprzężenia zwrotnego, który tworzy naturalne crescendo, wprowadzające kulminacyjny punkt kompozycji.
Pod koniec słyszymy wpadające w samo-oscylację echo. To efekt sprzężenia zwrotnego, który tworzy naturalne crescendo, wprowadzające kulminacyjny punkt kompozycji.
Jest to miejsce, w którym melodia rozpada się na małe motywy, o różnych barwach i charakterze, tworząc rodzaj patchworku. Poniższe fragmenty dokładnie ukazują ten proces:
W tle słychać jeszcze chropowate brzmienie, dublujące dźwięk h z powyższej partii:
Wszystkie warstwy, razem z wcześniej opisywanymi dźwiękami melodii transformującej się w zapętlone, sprzężone echo, brzmią tak:
A całą frazę konkluduje motyw złożony z dwóch powtarzających się dźwięków:
Gąszcz dźwięków.
Zagłębimy się teraz w mniej oczywiste i subtelne warstwy, które oprócz walorów kolorystycznych mają w sobie również pewną symbolikę - postrzegam je jako ruchomą przestrzeń znaczeń.
Na początku utworu słyszymy sączący się z lewego głośnika delikatny dźwięk radia. Nagrałem go przy użyciu analogowego procesora Field Kit, dedykowanego do elektroakustycznych eksploracji.
Po chwili, dołączają zagrane na Lyrze 8 dwa dolne głosy z partii lewej ręki. Błąkają się tak przez chwilę, po czym z mglistego pejzażu wyłania się znajoma melodia z ponadczasową i cudowną harmonią.
Po chwili, dołączają zagrane na Lyrze 8 dwa dolne głosy z partii lewej ręki. Błąkają się tak przez chwilę, po czym z mglistego pejzażu wyłania się znajoma melodia z ponadczasową i cudowną harmonią.
W tle pobrzmiewa jeszcze jedna warstwa - jakby zamarznięte echo melodii. Echo które ma w sobie różne artefakty - trzaski i szumy, które intensyfikują się w pierwszej części preludium. Melodia zaś pozostaje wycofana, daleka i smutna.
A na samej górze, można by rzec - w dźwiękowej stratosferze, pojawia się pulsująca i nerwowa niczym sygnał SOS struktura, zagrana na Pulsarze 23:
W drugiej części preludium przemienia się ona w ciągły, wysoki ton.
Jest jakby echem, kontynuacją wysokich dźwięków melodii z końca pierwszej części preludium:
Z planów najwyższych udajmy się teraz do podziemi...
Niski, dudniący dźwięk wprowadzający drugą część preludium (a opisany częściowo w części o melodii) pozostaje już do końca utworu, raz to wychodząc na wierzch, raz chowając się na dalszy plan. Jego basowość i ciężar stanowi przeciwwagę dla intensywnych wysokich dźwięków.
W kontekście reszty:
W powyższym fragmencie słyszymy jeszcze dwa inne dźwięki w niskim rejestrze. Pierwsze to kulminacyjna nuta H, którą wydobyłem z Lyry 8:
Drugi to charakterystyczna zmiana w akompaniamencie, która w moim odczuciu zasługiwała na szczególne podkreślenie.
Ostatnim elementem, o którym chcę wspomnieć, zanim przejdę do końcowej kadencji będzie:
To dźwięki nagrane z radia, które aby wypełniły tylny plan dźwiękowy, zatopiłem w pogłosie z Yamahy Rev 100, modulując również ich barwę za pomocą korektora - rozjaśniając i przyciemniając brzmienie. W kontekście całości:
Zakończenie.
Ostatnie tchnienia preludia e-moll zagrała Lyra 8. Jej piękna barwa, okraszona modulowanym echem oraz dodatkowym echem z Maplina EC444 przenosi wyobraźnię w inny wymiar...
Głosy basowe:
Cztery górne głosy: